niedziela, 9 grudnia 2012

Polecanki.

Tym razem trochę o muzyce (żeby nie było monotematycznie, że się niby tylko filmowo-serialowo ogarniam, a poza tym piszę, bo przecież mam niedługo kolokwium, a, jak wiadomo, wtedy najfajniej się robi wszystko inne).

Bywam często pod wpływem muzycznym innych osób. Przez mojego ojca przestałam słuchać r&b (tak, wyszło mi to zdecydowanie na korzyść), przez byłego chłopaka powróciłam do hip hopu, przez sentyment słucham pop punka, gdy chcę się posmucić, puszczam Grizzly Bear i tak dalej. Ostatnio również uległam pewnemu wpływowi, za co w sumie jestem dość wdzięczna, ale o mały włos, a przegapiłabym bardzo bardzo fajną płytę, która z racji nie-bycia-rockiem-bądź-nie-jest-depresyjna mogłaby zostać przeze mnie zdissowana. No, bo tak jakoś wyszło, że na mojej playliście ostatnio smutno było. I rockowo. Albo folkowo. Albo w ogóle jakoś tak, najlepiej, żeby śpiewali o śmierci i smutku codzienności. A tu nagle coś fajnego. Coś miłego. Coś wesołego.

(Pan wygląda trochę, jak wokalista jakiegoś folkowego zespołu, ale nie tym razem)

Chodzi o KINDNESS, projekt muzyczny Pana Adama Bainbridge'a. 

MÓJ ZNAJOMY DJ (hiehie) polecił to pewnego znajomemu, jednemu, drugiemu, trzeciemu i dotarło to do mnie. No, muszę przyznać, że jestem bardzo wdzięczna. Do tańczenia, do słuchania, do tupania nóżką, do relaksu, a wszystko to z dozą ironii i zaskakujących (momentami nawet bardzo) rozwiązań muzycznych.

Każdemu polecam, dlatego też polecę na blogu. Na zachętę teledysk, który jest przefajny. Ale niech Was nie zmyli, Moi Drodzy, gdyż cała płyta jest... różna. 


Bawcie się dobrze przy ŻYCZLIWEJ muzyce!

1 komentarz: