poniedziałek, 11 lutego 2013

Nieulotne.




Na ten film czekałam, jak na żaden inny ostatnim czasem. Może przez to, że i ja i paru moich znajomych braliśmy udział w kręceniu jednej ze scen. A może przez to, że Pan Jacek Borcuch zauroczył mnie swoim wcześniejszym filmem Wszystko, co kocham. A może po prostu wakacje w Hiszpanii, problemy na studiach, miłość, jakoś tak mnie to ciekawiło.

I obejrzałam. I nie wiedziałam, co myśleć. I dalej nie wiem.

Bo film ten może mieć wszystko to, co ja lubię w filmie. Jest trochę akcji, są niedopowiedzenia, są emocje, ładne zdjęcia, dobra muzyka.

Ale niestety, mi się nie podobał. I nie mogę jakoś się z tym pogodzić. 

Scena, w której  bierzemy udział, jest naprawdę dobrze zrobiona, trochę hipnotyzująca, ładna. I to mieszkanie, które już trochę legendą w Krakowie obrosło, tak bardzo ładnie sfilmowane. A poza tym to tak jakby niczego w tym filmie nie ma.

Czasem jednak nie warto się nastawiać na coś aż tak bardzo, bo później przeżywamy dziwne uczucie, że coś nam odebrano. A ja nie chciałam, żeby ten film mi odebrano. Ach, Nieulotne, co ja mam z wami począć?

P.S. Usłyszałam, że z mojego scenariusza powstałby film zdecydowanie lepszy. Bardzo to miłe. Więc Panie Jacku, szykuj się Pan, bo rośnie Panu konkurentka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz