niedziela, 16 marca 2014

Nie obiecuj, błagam.

Chyba muszę. Chyba czasem trzeba trochę ulżyć swojej hejterskiej naturze. Ale też nie chcę się pastwić, bo wiedziałam, na co się wybieram. Jednak mimo wszystko parę rzeczy mnie przerosło.

OBIETNICA (2014), reż. Anna Kazejak

Dzieło reklamowane, jako to, które może przebić sukces Sali samobójców. NO FUCKING WAY, czy da się zrobić jeszcze gorszy film?! Z taką myślą poszłam dziś do kina. Okazuje się, że owszem, można.

Bardzo nie lubię opowiadać o moim temacie pracy magisterskiej (współczesne kino polskie, tadam), bo wiąże się to zawsze z pytaniami o jakieś fajne nowe polskie filmy. Ja oczywiście bronię naszego rodzimego kina jak lwica, mówiąc, że nie można wszystkiego wsadzać do jednego worka i co z tego, że Kac Wawa, skoro jest taki np. Smarzowski. I tak, robimy też inne filmy, poza smutnymi dramatami z historią w tle, bądź filmami o tym, jak to Polacy piją i są żenujący. Zawsze wtedy podaję przykład Dziewczyny z szafy - filmu bardzo niedocenionego, co jest okropnie przykre. No i tak bronię tego naszego kina i bronię... Ale gdy widzę takie rzeczy, to już nawet nie wiem, co mam mówić.

Więc może zacznijmy od tego, o czym to dzieło jest. Właściwie to trochę nie wiem. Że miłość nastolatków jest taka ślepa i bezgraniczna? Że mają oni trochę inne podejście do tematu zdrady niż my? Że wierzą w trwałość uczucia, którego nic nie powstrzyma? Że problemy nastolatków w kinie polskim są problemamy nastolatków z innej planety? Czy może o tym, że zawsze jeśli są jakieś problemy z nastoletnimi dzieciakami, to stoi za tym postać ojca, który jak skurwysyn opuszcza rodzinę i majstruje na boku zupełnie nową? Nie wiem. Chyba o wszystkim tym, a przez to też i o niczym.

Naprawdę nie chciałabym się aż tak bardzo tego filmu czepiać. Ale to jest TAK BARDZO ZŁE I O NICZYM. Dialogi z kosmosu, postaci napisane chyba tylko po to, żeby więcej twarzy mogło pojawić się na ekranie, brak jakiejś logiki, długie ujęcia niewiedziećpoco, brak akcji, brak dialogów, brak nie wiem czego. Naprawdę nie rozumiem pewnych zabiegów. Przykładowo - scena "imprezy" naszych szalonych nastolatków. Właściwie nic się nie dzieje, ktoś pali jointa, jedna laska tańczy, dwóch robi bekę, nasza bohaterka jest smutna i myśli (i tak właściwie cały film). Dlaczego więc nie puścić wtedy głośniejszej muzyki? Dlaczego zamiast przynajmniej minimalnie poczuć się jak na tej wspaniałej "bawce", my patrzymy na twarz bohaterki, słyszymy jakieś wybełkotane i wyciszone dialogi osób z tła oraz niezbyt głośną muzykę? W rezultacie nie słyszymy niczego, nie wiemy o co chodzi, ale patrzymy na bohaterkę, bo przeżywa wewnętrzny dramat.

Ale dobra, jesli mam powiedzieć o plusach - główna aktorka grająca Lilę (Eliza Rycembel) dała radę. Co prawda ma słabo rozpisaną tę postać, ale gdyby to lepiej poprowadzić, to może coś by z tego było. Także mogę jej kibicować. Jeszcze jest tak ładnie rudo-piegowata. Więc tak, to tyle. No i Chyra - piękny lekko troskliwy skurwysyn. Ja tam jestem wobec niego bezkrytyczna. Było okej, no ale oczywiście kolejna źle rozpisana posiać. Sam Andrzej wyglądał trochę tak, jakby nie do końca sobie zdawał sprawę z tego, w czym gra i kogo gra. Jakby trochę tam nie chciał być. Takie wrażenie.

No i na koniec najważniejszy argument, który mnie osobiście dobił. Nie wiem, może to tylko mnie tak uderzyło, ale serio - czy naprawdę, NAPRAWDĘ, trzeba było grupę nastolatków kreować na dzieciaki z pierwszej serii Skinsów? Nawet był Sid w czapeczce (co prawda bez okularów) i nawet zwymiotował na "imprezie". I Grzesiek, czyli nasz polski Tony. Okej, ładny chłopiec, ale serio? To tak bardzo bolało. Osobiście bardzo lubię Skins, zwłaszcza pierwszą i drugą serię, dlatego też to uderzające podobieństwo było wręcz nie do zniesienia. Skins w wydaniu rodzimym - ZDECYDOWANIE NIE.

Czy mi się tylko wydaje, czy to naprawdę miało przypominać Skins?


Chyba tyle. Nie będę się tak pastwić. Nie polecam. Nawet drobne rozluźnienie przed filmem nie pomogło (chociaż przyznaję, że w pewnych momentach śmiałam się bardzo, jednak nie był to chyba zamysł twórców). 3/10.

P.S. SPOILER ALERT - DAWID OGRODNIK JEST OGRODNIKIEM. (tylko niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego tak bardzo wygląda jak Mateusz Kościukiewicz?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz