niedziela, 12 sierpnia 2012

Krótka refleksja.

Miałam ostatnio dość spory problem. Nie mogłam oglądać filmów. Nie dlatego, że brak czasu, że wychodziłam, że robiłam coś innego. To znaczy fakt, robiłam coś innego. Oglądałam seriale.

Chyba nigdy jakoś nie uczestniczyłam w tym całym szaleństwie serialowym. Owszem, oglądałam te najważniejsze, ale nie jakoś namiętnie. Od pewnego czasu zaczęło się to trochę zmieniać. Oglądałam kilka seriali, niektóre równocześnie, na bieżąco, inne po pewnym czasie. Trochę się tego uzbierało. Ale chyba nigdy jeszcze nie byłam w takim stadium, w jakim się teraz znajduję.

Trochę nie potrafię się otrząsnąć, wyjść z tego świata, który jest mi zabierany na co najmniej tydzień (niestety, najczęściej jest to przerwa między sezonowa, trwająca o wiele za długo, jak na wciągniętą w serialowe życie Natalkę).

Oglądając Breaking Bad, czułam się ekspertem, jeżeli chodzi o narkotyki, dillerkę, gangsterkę i wszystko inne. Teraz oglądam Suits i przysięgam na boga - jestem najlepszym prawnikiem na świecie! Potrafię, jak Abed z Community nawiązywać do popkultury w każdej rozmowie. Jak Dexter uważam, że jestem pozbawiona głębszych uczuć i wszystko udaję, żeby wpasować się w otaczający mnie schemat. Przez moment byłam też jak Wilfred, sprawdzając, czy widziałam wszystkie filmy z Mattem Damonem, wmawiając sobie, że mi się podobały. Jak Freaks'i chciałam olać wszystko, studia, naukę, dorosłe życie, byleby tylko nie robić nic, ale robić to w fajny sposób. Dobrze, że naoglądałam się The Office, bo byłam przygotowana na dziwną atmosferę, panującą w zamkniętej atmosferze biura (co prawda moja korporacja jest większa i mniej zabawna od Dunder Mifflin, ale był to jakiś wstęp). I fajnie, że jest The Big Bang Theory, bo przypomniałam sobie, jaką frajdę sprawiają komiksy i superbohaterowie.

Wiem, to normalne, ze seriale wciągają, że chce się je oglądać, że jest ich teraz tak dużo i na tak wysokim poziomie, że trudno za tym wszystkim nadążyć. Ale, jak dla początkującej - no, może nie do końca, ale jednak - Natalki, jest to trochę dziwne. Łapię się na myśleniu, że prowadziłam niektóre rozmowy w prawdziwym życiu, a po chwili jestem uświadamiana, że ta rozmowa toczyła się w jednym z odcinków serialu. Dobrze, że jeszcze trochę brakuje mi odwagi, środków, charakteru i osobowości, żeby na co dzień zachowywać się, jak niektórzy bohaterowie.

Ale chyba fajniej pożyć sobie trochę światem serialowym, niż rzeczywistym. Dawniej pozwalały mi na to filmy, teraz seriale przejęły ich rolę (na szczęście nie całkowicie). Więc pozdrawiam serdecznie, czekając na nowy odcinek Breaking Bad (bo Suits dopiero w czwartek).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz